Odkrywcy Taurus na norweskich bezdrożach
Teneryfa, Majorka, Malta, Cypr, Grecja, Maroko… Czasami Bułgaria, częściej Tajlandia, Bali i inne egzotyki… Rozmawiasz ze znajomymi o wakacjach i wydaje się, że ludzie zawierzyli już do końca konceptowi zorganizowanych wczasów all inclusive serwowanych w atrakcyjnych cenach przez biura podroży. Dla części to strzał w dziesiątkę, odpoczynek bez nerwów, wysiłku i spokój, a dla innych to za mało…
Cel wyprawy Odkrywców Taurus
Dla nas to zupełnie „nie ta bajka”, nie chodzimy w miejsca mocno turystyczne, takie, z których każdy ma selfie lub takie, gdzie stoi się w długich kolejkach do wstępu, a widoki zasłania tłum ludzi. Zorganizowane, objazdowe wycieczki kradną trochę prywatność, trzeba się do ich harmonogramu dopasować. A samolot… Są tanie linie, ale limit bagażu, dźwiganie całego dobytku ze sobą, dostosowanie planów do lokalnej komunikacji ogranicza mocno zakres (i radość!) takiej podroży. My mieliśmy trzy tygodnie, nasz starszy, budżetowy SUV do dyspozycji i pomysł, żeby zobaczyć jak najwięcej Skandynawii, poza miastami, hotelami… Tak po prostu przejechać Norwegię od południa po najdalszą północ, zatrzymując się tam, gdzie tylko nam się zamarzy.
Dobra organizacja kluczem do sukcesu
Roadtrip! Szybka decyzja – i dla nas jedyna słuszna. Bo chcąc przez trzy tygodnie wychodzić w teren, w góry, na lodowce czy biwakować z namiotem (a także nie wydać worka pieniędzy na restauracje i noclegi), potrzeba sporo przestrzeni bagażowej na sprzęt, buty, ciuchy, jedzenie, plecaki i szeroko pojęty turystyczny szpej. Tym razem postanowiliśmy również, ze wygospodarujemy w naszym samochodzie przestrzeń do spania, więc przed wyjazdem nasz Hyundai został spakowany tak, żeby nieuciążliwie dla naszej codziennej podroży zmieścić w nim wszystko, co niezbędne w drodze.
Na składane na płasko tylne fotele położyliśmy piankowy materac; jedzenie, podręczne drobiazgi do mycia i gotowania spakowaliśmy w plastikowe pudła; za fotelami zostało trochę miejsca na buty, ciepłe ciuchy, częściej używany sprzęt. Jakkolwiek żadne z nas nie jest szczególnie zakręcone w temacie porządku, to (naprawdę!) dobra organizacja jest kluczem do takiego wyjazdu. Szkoda czasu i nerwów na wieczne szukanie jakiejś drobnej, a koniecznie potrzebnej rzeczy. Szkoda również urlopu na ból głowy, gdy nasz samochód po kilku dniach zapełni sterta porozrzucanych w chaosie bibelotów i brudnych ubrań.
Taurus Adventure na norweskie klimaty
Nie dałoby rady bez boxa na dach. Serio. Gdy ze względu na potrzebną do codziennego użytku przestrzeń na tyle samochodu nie masz już bagażnika, a nie chcesz się bawić w przerabianie auta i budowanie van-life’owych schowków i szafeczek pod materac, to box dachowy pozwoli odzyskać bagażową przestrzeń. Zapasowe ubrania, sprzęt biwakowy, worek z praniem, koło zapasowe (udręka jeżdżących na gaz…) płyny i zapasy eksploatacyjne do naszego samochodu (w końcu w planach była trasa licząca 9 tys. km!) i wszystko inne, co niezbędne, a rzadko używane, powędrowało na dach… I już z perspektywy „po powrocie” wiemy to z praktyki – inaczej nie dalibyśmy rady.
Pojechaliśmy z boxem dachowym Taurus Adventure o pojemności 480 l. Duży. Super wygodny. Na początku myśleliśmy: „480 l, po co tyle, za duży na dwie osoby”, ale w miarę przybywania nam prania czy decyzji „tego już nie używam – na dach z tym!”, okazało się, że duży litraż to strzał w dziesiątkę – z lekkim luzem pod (otwierającą się z obydwu stron) pokrywą nigdy nie było problemu z domknięciem boxa, ani z tym, żeby cos w nim szybko znaleźć i równie szybko z niego wyciągnąć.
Majówkowa Norwegia
Trzy tygodnie. Dla nas to długi urlop wyczekiwany i planowany od dawna – stwierdziliśmy, że na krócej nie warto, bo musielibyśmy gonić się z czasem w wyścigu na Nordkapp, który od początku był naszym celem. Przylądek Północny, to miejsce uznawane za najbardziej wysunięte na północ w Europie – dobry cel – szczególnie, gdy droga do niego wiedzie przez najpiękniejszy (zaraz po Polsce, oczywiście!) kraj na naszym kontynencie. Do Skandynawii autem najlepiej dostać się promem z Polski, Danii lub Niemiec. Takie promy nierzadko dostępne są w dobrych cenach, a gdy „bookuje” się je odpowiednio wcześniej (przy rezerwowaniu biletu pamiętaj, że deklaruje się wysokość dachowego boxa!). Warto sprawdzić i przygotować sobie auto (usługi serwisowe na miejscu są drogie) a także trasę, w zależności od tego, co chce się zobaczyć. Ułatwieniem w planowaniu wyprawy po Norwegii jest fakt, że Norwedzy wyznaczyli 18 tras widokowych wzdłuż kraju, które gwarantują przegląd przez wszystkie krajobrazy tego zróżnicowanego kraju i znajdują się przy parkach narodowych, najpiękniejszych fiordach i innych naturalnych atrakcjach. Trasy te są bardzo dobrze pooznaczane – są miejsca odpoczynku, toalety, punkty widokowe, znaki dojazdowe do atrakcji w pobliżu.
Sam termin, czyli Norwegia na majówkę, to już temat bardzo sporny. Część powie, że za wcześnie, za zimno, nieprzyjemnie i trzeba im przyznać trochę racji. Idealny czas to lipiec-sierpień, bo wtedy wszystkie drogi i większość szlaków turystycznych jest otwarta, jest również najcieplej, a i ryzyko deszczu najmniejsze. Niestety, jest to szczyt sezonu i bywa tłoczno. Dla kogoś, kto ceni sobie spokój, pustki na szlaku, takie żeby bez przeszkód obcować z naturą i przy tym nie boi się zimna – majówka będzie idealna. Sprawdzać należy tylko przejezdność tras na stronie norweskiego zarządu dróg (oraz pogodę!), spakować cieplejsze ubrania, zaplanować aktywnie czas, tak żeby nie zmarznąć i cieszyć się spokojem większym niż w naszych sławnych Bieszczadach. Bywały dni takie, że przez kilkadziesiąt kilometrów nie minęliśmy żadnego samochodu, a w górach przez cały dzień nie natknęliśmy się na dosłownie nikogo. Spotkany Norweg powiedział nam wprost: „Lofoty w maju? Idealnie, nie pojechałbym tam w lecie, są zbyt… turystyczne”.
Kraj dla aktywnych
Ze szlakami turystycznymi bywa rożnie. Gdy nie chce się wydać milionów na dokładne mapy każdego drobnego fragmentu Norwegii, można skorzystać z darmowych aplikacji (polecamy Outtt!) i przewodników dostępnych w internecie. Z opisów szlaków w aplikacjach można się dowiedzieć o dystansie, długości wycieczek, trudności czy wskazówkach dojazdu i ułatwieniach typu parking oraz nocleg na trasie. W Norwegii dostępnych jest mnóstwo atrakcji dla osób lubiących aktywny wypoczynek. Poza pieszymi wędrówkami górskimi, jest mnóstwo tras rowerowych, idealnych na rower MTB, jak i dróg (z ambitnymi przełęczami) dla kolarzy szosowych. Mijało nas na trasie mnóstwo wędkarzy, wspinaczy, narciarzy (nawet w maju), osób z kajakami na dachach swoich samochodów, czy ciągnących za sobą łodzie, quady albo śnieżne skutery. Norwegia to raj dla wszystkich aktywnie spędzających czas w terenie. Kraj ten jest również wyjątkowo przyjazny entuzjastom biwakowania ze względu na słynne „right to roam”, które (z poszanowaniem natury) pozwala rozbić namiot w dowolnym niemal miejscu (minimum 150 m od zabudowań lub drogi), pod warunkiem, że nie narusza prywatności właściciela terenu. Na szlakach dostępnych jest również ponad 500 chatek Norweskiego Towarzystwa Trekkingowego (DNT), w których można (odpłatnie lub bezpłatnie) spędzić noc i się zregenerować. Połów ryb na morzu nie wymaga wykupienia żadnych licencji, a dla miłośniom sportów wodnych i żeglugi Norwegii nie trzeba przedstawiać – z ponad 100 tys. km linii brzegowej, jeziorami i fiordami będzie to dla wodniaków miejsce po prostu idealne.
Zasypiając pewnego dnia, już za kołem podbiegunowym powiedziałam do Maćka: „ja to mam wrażenie, że wyjechaliśmy z domu po pracy, obierając sobie za kierunek północ i tak po prostu jedziemy przed siebie…”. Było tak... bezproblemowo. Widzieliśmy dużo, zatrzymywaliśmy się, gdzie chcieliśmy, sami te wakacje zaplanowaliśmy i zorganizowaliśmy, a na dodatek, wszystko się udało – i to właśnie ta przygoda i satysfakcja, której nie dadzą żadne, nawet najdroższe all inclusive.
Aga Polak, uczestniczka projektu Odkrywcy Taurus