Odkrywcy Taurus w Dolomitach – splitboardowe przygody Challenge Family cz. 2.
Już poprzedniej zimy miałeś okazję poznać fascynującą rodzinę Odkrywców Taurus – Challenge Family. W styczniu 2021 umieściliśmy na naszym blogu relację z ich wyprawy w Dolomity pod znakiem splitboardu.
Dlaczego wybrali ten sport i co on oferuje? Jak ważne jest szkolenie lawinowe oraz jak przebiega noc zimą w…namiocie? O tym w pierwszej części opisu wyprawy:
Splitboardowe przygody Challenge Family cz. 1.
Chcesz wiedzieć, co było dalej? Po emocjonującym wstępie zwieńczonym aromatyczną kawą smakowaną wśród malowniczych, pokrytych puszystą śnieżną kołderką, włoskich Alp przyszła pora na…
… ten dzień, nasz dzień na splitboard! W Dolomitach!
Izabela z Challenge Family: „Obudziliśmy się przed 6 rano. Wojtek wstał pierwszy i zrobił mi kawę. This is love! Dźwięk odpalanej kuchenki i zapach kawy … Yesssss! Podoba mi się, to jest w moim stylu! Nie jestem tego dnia najbardziej wyspanym człowiekiem na tej ziemi, ale grunt to pozytywne nastawienie! Wygramoliłam się z namiotu, ze wszystkich warstw śpiworów, koców itp. Widać jeszcze gwiazdy i na niebie nie ma ani jednej chmurki. Zza namiotu rozpościera się widok na cel naszej wyprawy.
Alexowi daliśmy jeszcze chwilę podrzemać. Patrząc na jego śpiącą buźkę widać było, że zimowe biwakowanie w aucie mu niestraszne. Zjedliśmy własne śniadanie, przygotowaliśmy kanapki i herbatę na drogę. Słońce rozświetla bezchmurne, błękitne niebo, środowa prognoza pogody się sprawdziła i aura utrzyma się przez cały dzień. Uff!
Cel splitboardowej wędrówki: włoskie schronisko górskie Auronzo pogrążone w śniegu i… uśmiech losu.
Sprawdziliśmy wzajemnie swój ekwipunek, czy wszystko zostało spakowane i, po teście detektorów lawinowych przy namiocie, wystartowaliśmy z samego rana z punktu przy Albergo Chalet Lago Antorno. Naszym pierwszym celem było schronisko Auronzo. Wiedzieliśmy, że zimą jest ono całkowicie zamknięte. Uzgodniliśmy, że po dotarciu do niego i zbadaniu warunków na miejscu podejmiemy decyzję, co robimy dalej.
Pamiętałam z jakim odcinkiem przyjdzie nam się zmierzyć, bo 3 lata wcześniej wjeżdżaliśmy nim autem. Długość podejścia wynosiła ok 7 km. Najbardziej obawialiśmy się jednej rzeczy, że szlak będzie nieprzetarty, a kto kiedykolwiek przecierał szlaki w śniegu sięgającym miejscami powyżej kolan wie, jakie to jest wyczerpujące już na krótkim odcinku. Okazało się, że szczęście nam wyjątkowo sprzyjało tego dnia.
Tuż przed wyruszeniem całą trasę przejechał ratrak, pozostawiając za sobą idealny, świeży sztruksik. Gdybyśmy wyruszyli o świcie to czekałoby nas trudne i uciążliwe torowanie drogi i zapewne wyczerpani zawrócilibyśmy dość szybko, mijając w drodze powrotnej ową odśnieżarkę.
Ile wejdziesz, tyle zjedziesz. Z powrotem jest zawsze z górki.
Droga wiła się na długość ok 7 km, delikatnie pod górę. Uśmiechnięci, szczęśliwi, spełnieni brnęliśmy na naszych splitboardach ku Schronisku Auronzo. Wysokość ponad 2000 m.n.p.m. stawała się dla mnie coraz bardziej odczuwalna, pomimo nocy aklimatyzacyjnej spędzonej pod namiotem na tej wysokości.
Mnie i Alexa zadyszka łapała dość szybko, Wojtek spokojnie pokonywał swój dystans i musiał wielokrotnie na nas czekać, dziwiąc się trochę naszej niedyspozycji. Niewątpliwie, Wojtek z nas wszystkich ma najlepszą kondycję, lecz stanowimy zgrany team. W miejscach odsłoniętych, lawiniastych zachowujemy odpowiednie odległości od siebie, aby w razie obsunięcia się masy śniegowej jedna osoba umiała uratować inną.
Staram się iść miarowym krokiem, odnoszę wrażenie, że moja kondycja w porównaniu z Wojtkiem, czy z nawet z Alexem jest najsłabsza. W podchodzeniu na splitboardzie pocieszająca jest zawsze jedna myśl: to co podejdziesz, to zjedziesz - czyli z powrotem będzie zawsze z górki.:)
Piękne widoki włoskich Dolomitów oczarowywały nas w chwilach odpoczynku.
Charakterystyczny kolor skał Dolomitów, ostre kształty, strzelistość stanowią o ich niezwykłym charakterze. Nietknięty, biały śnieg na zboczach sprawiał wrażenie piasku usypanego na plaży. Aż chciało się wyskoczyć z wiązań i rzucić w biały puch. Za każdym zakrętem ukazywał się nowy wspaniały widok na skały, który osładzał trud podejścia. Droga nie prowadziła przez las, z jednej strony było zbocze górskie i w tych miejscach należało być czujnym ze względu na lawinę, a z drugiej strony rozległa przestrzeń z pięknymi Dolomitami.
Naszym motywatorem był Wojtek, obserwując nas dawał nam wskazówki, co poprawić w technice, jaki styl podejścia zastosować, aby organizm tak szybko się nie męczył, jak regulować oddech. Wielokrotnie upominał nas, że nie zachowujemy bezpiecznej odległości między sobą, albo ostrzegał nas przed miejscem narażonym na lawinę, w którym należy przyśpieszyć, lub jak najszybciej je ominąć.
Wcześniejsze doświadczenie zebrane w Tatrach i w Beskidach się przydało.
Bardzo cenię tę cierpliwość w moim mężu. Niejednokrotnie natykam się na ,,mężów rodzin”, którzy swój wolny aktywny czas najchętniej spędzają samotnie, nie oglądając się na innych członków rodziny. Wojtek w swoich planach i zamierzeniach górskich zawsze uwzględnia swoją rodzinę i wielokrotnie powtarza, że nie potrafiłby być gdziekolwiek samemu – bez nas - twierdząc, że byłoby to takie niepełne.
Po paru godzinach spokojnego podejścia, w słońcu, wreszcie znaleźliśmy się przy Schronisku Auronzo, przy którym czekała nas zasłużona dłuższa przerwa i podjęcie decyzji, co robimy dalej. Parking, gdzie spaliśmy w aucie parę lat temu, był całkowicie zasypany śniegiem. Na tarasie spotkaliśmy włoskiego snowboardowca, spokojnie popijającego gorącą herbatę. Widząc Alexandra wyraził szczere słowa uznania dla chłopca, który dał radę podejść w to miejsce na swoim splitboardzie. Jako rodzice poczuliśmy radość i dumę, że udało nam się z naszym dzieckiem zrealizować taką wyprawę splitboardową.
Wyprawa bez marudzenia i pytań: ile jeszcze do końca?
Ze schroniska rozpościera się piękny widok na największy symbol Dolomitów: Tre Cime di Lavaredo, który tworzą 3 masywy skalne: Cima Grande, Cima Ovest oraz Cima Piccolo. Nasz pierwotny plan zakładał, aby wędrówkę splitboardową, po dojściu do schroniska, kontynuować trawersem pod Cima Ovest lub wejściem na przełęcz pomiędzy Cimami i zjazd kuluarem na stronę północną. Jednakże po obserwacji terenu, związaniu śniegu, stwierdziliśmy, że zagrożenie lawinowe jest zbyt duże, dlatego postanowiliśmy naszą wędrówkę zakończyć właśnie na tarasie schroniska Auronzo, na którym przygotowaliśmy sprzęt do zjazdu. Zdjęliśmy foki, spięliśmy splity w jedną deskę, przepięliśmy wiązania. Obsługa splitboardu jest dość prosta. Alex potrafi już sam zadbać o swój sprzęt i uszykować się samodzielnie do zjazdu.
Splitboard jest dla Alexa kolejną nauką samodzielności.
Dzieci lubią mieć zadania, które ich samowystarczalność kształtują. Po trudach podejścia, nastąpiła najprzyjemniejsza część wyrypy. Długi i zasłużony zjazd. To Alexa najbardziej cieszyło. ,,I to jest to!” - krzyknął Alex. Dla każdego z nas była to swego rodzaju nagroda.
Zjeżdżaliśmy dokładnie tą samą drogą, którą podchodziliśmy. Miejsce pozwala na zboczenie ze szlaku i wielokrotne puszczenie się na splitboardzie w teren. Biały, niczym nietknięty puch pięknie układał się pod deską. Lepiej nie zwalniać, ponieważ zatrzymanie grozi wpadnięciem w grubą warstwę puchu, z której ciężko się wygrzebać, zwłaszcza gdy dwie nogi przypięte są do jednej deski.
W takie miejsce nie wwiezie nikogo wyciąg narciarski, nie ma wytyczonej drogi. Freeride daje wolność poruszania się w terenie. Zjazd jest tak długi, ile udało się podejść w górę.
Czułam takie spełnienie patrząc na moich najbliższych: syna i męża oraz radość, że w takim miejscu jesteśmy razem, w którym realizujemy NASZE marzenia.
Ciągle wybuchaliśmy taką nieskrywaną radością, gdy deska prowadziła nas w dół. Nikogo innego oprócz nas tam nie było, mogliśmy skupić się tylko na sobie, tylko my i góry. Długi zjazd osładzał wcześniejszy trud podejścia.
ChallengeFamily on the way in Dolomites!
Zjazd w puchu jest niezapomnianym przeżyciem! W dolinie musieliśmy jeszcze raz podejść na splitach brnąc w głębokim śniegu. Alex zaskoczył nas chęcią torowania, najwyraźniej czuł potrzebę zmęczenia się :)
Gdy znaleźliśmy się przy naszym aucie i namiocie, przybiliśmy sobie ,,piątkę”, gratulując wspólnego przedsięwzięcia, które kolejny raz udowadnia, że splitboard to aktywność nie tylko dla dorosłych, ale i dla dzieci.
Pogoda się zepsuła i wróciliśmy do Polski. Dwa dni później zapadła
kurtyna i granica do Włoch została zamknięta. Wirus pokrzyżował dalsze
plany wyprawowe, ale na pewno wrócimy tam znowu zimą na splitboardzie,
jak tylko to będzie znowu możliwe.”
I tego życzymy wszystkim
Odkrywcom Taurus! Byście mogli organizować wymarzone wyprawy,
podróżowali, odkrywali nieznane i żyli pełnią życia, bo odkrywać znaczy
żyć.
Tekst i zdjęcia:
Izabela z Challenge Family:
http://challengefamily.pl/ | https://www.facebook.com/ChallengeFamilyBlog | https://www.instagram.com/challengefamilyblog/
Box dachowy: