Rowerem przez Archipelag Blekinge
220 km pokonane na rowerach w południowej Szwecji w ciągu 7 dni to żaden spektakularny wynik, ale też nie o rekordy i wyniki chodziło w czasie tej ekspedycji. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jej skład – 10 uczestników, z których najmłodsi liczyli sobie 7, 9 i 10 lat oraz formułę – transport całego ekwipunku w rowerowych sakwach i legalne w Szwecji biwakowanie „na dziko”, codziennie w innej lokalizacji.

DLACZEGO NA ROWERACH? I DLACZEGO SZWECJA?
Powrót do podróżowania rowerem z sakwami był naszym marzeniem – czekaliśmy, aż dzieci urosną na tyle, by po pierwsze podołać mu fizycznie, a po drugie czerpać z niego radość. No i przede wszystkim musiało być bezpiecznie, zwłaszcza dla młodszych, którym czasem jeszcze dwa kółka wymykają się spod kontroli. Wybór padł na południową Szwecję, którą Internet sławił za świetną infrastrukturę, szacunek użytkowników ruchu dla rowerzystów, prawo Allemansrätten, mówiące, że każdy człowiek ma prawo do kontaktu z naturą (dzięki niemu na jedną noc można rozbić namiot w dowolnym miejscu), przepiękne wybrzeże szkierowe i nieskażoną przyrodę. Rumieńcom wyprawie dodawała całonocna podróż promem przez Bałtyk oraz wizja licznych przepraw promowych pomiędzy wysepkami archipelagu Blekinge, który był naszym celem.

NADMORSKI START
Karlskrona, w której zaczęła się nasza rowerowa eskapada, była jedynym większym miastem na trasie. Na kilka godzin zatrzymała nas niesamowitą ekspozycją Muzeum Marynarki Wojennej, położonego również na wyspie. Hala Okrętów Podwodnych, Hangar Slupów i Barkasów, okręty-muzea, Tunel Wraków, Wystawa Galionów, wystawy tematyczne związane z historią nawigacji, morskiej potęgi Szwecji oraz zimnej wojny, zafascynowały zarówno dorosłych, jak i dzieci, zwłaszcza że były świetnie zorganizowane pod kątem najmłodszych zwiedzających.

BAŁTYCKI ARCHIPELAG I PUŁAPKI JĘZYKOWE
Później było już tylko pedałowanie przez kolejne wyspy – Hasslö, Aspö, Tjurkö, Sturkö, Senoren, półwysep Torhamn i dalej na wschód wzdłuż wybrzeża, aż do Kristianopel. Wyspy archipelagu Blekinge połączone są ze sobą i lądem mostami lub transportem promowym, częściowo publicznym, bezpłatnym, częściowo obsługiwanym przez prywatne linie. Te ostatnie sprawiły nam kilka niespodzianek, trzykrotnie nie zabierając nas na pokład, ze względu na zbyt duże „gabaryty” grupy. Przekonaliśmy się też o ułomności naszej komunikacji w języku szwedzkim, kiedy prom wywiózł nas na wyspę Sturkö zamiast na… Tjurkö. Zmiany były jednak wpisane w plan, a właściwie w jego bardzo ogólny zarys. Dwa kółka i komplet wyposażenia biwakowego w sakwach dawały poczucie całkowitej wolności, pełnej swobody wyboru trasy i tempa przemieszczania się, wyznaczanego przez małych rowerzystów. Ograniczał nas tylko termin powrotu do domu.

ZUPEŁNIE INNE MORZE
Krajobrazy szwedzkiego wybrzeża, tak bardzo innego od polskich piaszczystych plaż, przesuwały się przed oczami w idealnym tempie, właściwym tylko dla podróżowania rowerem. Mijaliśmy niezliczone wyspy i maleńkie bezludne wysepki, mniejsze i większe zatoki, granitowe klify, nadbrzeżne łąki usiane głazami i porośnięte jałowcami, lasy ogromnych rozłożystych dębów, pastwiska bezpośrednio na brzegu morza, kamienne murki gospodarstw o intensywnie rudych zabudowaniach. Ani piesze wędrówki, ani turystyka samochodowa nie gwarantują tak idealnego balansu między tempem poznawania świata a intensywnością wrażeń.

TWÓJ DOM MOŻE BYĆ WSZĘDZIE
W Szwecji zgodnie ze wspomnianym wcześniej prawem Allemansrätten (dosłownie „prawo wszystkich ludzi”) na jedną noc można zatrzymać się prawie w dowolnym miejscu, nawet w rezerwacie (chyba że szczególne przepisy tego zabraniają). Na noclegi staraliśmy się wybierać lokalizacje, w których wyznaczone były miejsca do palenia ogniska i choć zazwyczaj położone z dala od cywilizacji, przeważnie wyposażone w drewniane (ale czyste!) toalety i kosze na śmieci. Wieczorna i poranna kąpiel w morzu zastępowała toaletę, kolacja przygotowana na ognisku smakowała wyjątkowo, a szum fal usypiał w mgnieniu oka.

CICHA I PIĘKNA
Szwecja zachwyciła nas harmonią współistnienia człowieka i przyrody, ciszą, spokojem, cudowną, drewnianą i tak bardzo spójną architekturą, w której wszystkie detale pasują do otoczenia i do siebie nawzajem. Urzekła prostą, wygodną i bezpieczną infrastrukturą rowerową, i przesadnym nawet szacunkiem dla użytkowników dwóch kółek. Oczarowała widokami, intensywnym błękitem nieba i słońcem, wysmagała wiatrem pachnącym morzem. Oszczędziła tłumów, straganów, wszechobecnego plastiku, frytek z keczupem, lodów z automatu, piwa z puszki i hałaśliwej muzyki, typowych dla naszych nadmorskich kurortów.
Czy czegoś brakowało nam do szczęścia? Dorosłym – absolutnie niczego. Dzieciom – może trochę nadmorskiego piasku. Dlatego w przyszłym roku jedziemy na Olandię!
Pierwsze rodzinne wakacje w siodełku były dla dzieci swoistym testem, który zdały w komplecie i to z wynikiem celującym. Świat na rowerze stoi przed nami otworem, a z perspektywy siodełka wygląda fascynująco.
Rodzinna wyprawa po archipelagu Blekinge trwała tydzień, od 14 do 22 lipca 2019 r.
Wzięło w niej udział 10 osób, w tym czworo bardzo dzielnych dzieci.